pod parasolem bezsilności siedzę cztery tygodnie
chłód w oczach
makijaż dzienny blady
spękane gorączką usta
dłonie drżą przyśpieszone tętno
duszności prowadzą donikąd
oskrzela i płuca skrywają tajemnicę
słychać w pokoju świst bata
a bezsenność? łazi po suficie niczym włóczęga
w pucharze z uchem mleko z czosnkiem i kwiatowy miód
poranek pali wczorajszy zachrypnięty wieczór
serce chce uciec do mysiej dziury
poplątane myśli tam i z powrotem układam w skruchę
pod sceną nadziei czekam zmartwiona
boże jak dobrze że mam miejsce w sercu na wiosnę
ona próbuje skleić moje zdrowie
kochana wiosno
czekam!
Janina Malicki
|