Kazdego roku jesienia
budzi sie zaduma
Wiatr otrzasa liscie z drzew
wiruja w powietrzu
szeleszcza pod butami
zmuszaja do refleksji
W widelkach galezi pajak
utkal przedze srebrzysta
nieruchomo czatuje na ofiare
jak czlowiek na czlowieka
Niebo blekitem przypomina lato
drzewa w brazach, zlote,
czerwienia przypalone
czasem wpadaja we fiolet …
obok na skrawku ostatniej zieleni
sarenki skubia trawe
Jarzebinowe korale
przystroily konary drzewa
jak szyje mlodej dziewczyny
czekajacej na spotkanie z ukochanym
Samochody pedza,
obojetnie mijaja lata i jesienie
slonce coraz nizej i nizej
spaceruje po zlocistych lisciach klonu
w zagajniku babiego lata nic
unosi sie nad umierajacymi trawami